poniedziałek, 7 marca 2011

poldimania12.

''Kocham, tęsknię, płaczę, kiedy Cię zobaczę...

Uśmiechnięty Twój każdy dzień na nowo trzeba 
bez Ciebie cicho, w mym świecie szaro nie chcę już, proszę wróć
Chwile te najgorsze kiedy Ciebie nie ma, to jest bez znaczenia...
Bardzo chcę z Tobą być dzielić wszystkie wspólne chwile...
Zamknij oczy, pomyśl chwilę!''



Milczał. Dzień, dwa, trzy, tydzień, miesiąc. Nie dawał znaku życia. Było ciężko. Nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Próbowałam zapomnieć, ze względu na rodziców, przyjaciół, ale nie mogłam. To chore. Każdego dnia budziłam się z przeświadczeniem, iż będzie gorzej. 
Piątek, za tydzień miały zacząć się wakacje. Siedziałam na matematyce przy oknie, wpatrzona w dziedziniec szkolny. Zobaczyłam znajomą sylwetkę, styl chodzenia. Osoba ta, a właściwie mężczyzna wszedł do szkoły z olbrzymim bukietem czerwonych róż. 
- To niemożliwe - powiedziałam szeptem do siebie - przecież On zapomniał, nie kocha mnie. 
Chwilę później usłyszałam pukanie do drzwi klasy. 
- Proszę! 
- Dzień dobry, mogę poprosić Julię Kwiatkowską? 
To On, to On. Moje myśli piszczały, motylki zawirowały w brzuchu. 
- A w jakiej sprawie?
No tak, musiała o wszystko dopytać. 
- Muszę z Nią pilnie porozmawiać. 
- Dobrze, dobrze. Niech idzie. I tak całą lekcję siedzi w głową w chmurach. Julka, spakuj się, za 7 minut dzwonek, nie wracaj już i nie rób hałasu. 
- Dobrze, dziękuję - uśmiechnęłam się do Niej serdecznie. 
Wyszliśmy, milczałam, podał mi kwiaty. 
- Wybacz mi - klęknął. 
- Nie odzywasz się do mnie tyle czasu? Co ja mam sobie pomyśleć?
- Wyjdziesz za mnie? - zapytał, z drżeniem w głosie. Otworzył małe, czerwone pudełeczko, w kształcie serduszka z pierścionkiem w środku. Białe złoto, szafirowe oczko, w koło małe diamenty, z pewnością prawdziwe. 
- Nie mogę tego przyjąć. Masz Monikę, dziecko. 
- Związek skończony, alimenty przyznane polubownie. 
- Naprawdę?
- Tak. Całe wakacje są nasze, nabawiłem się kontuzji kostki. Jedziemy do Hiszpanii. 
- JEDZIEMY DO HISZPANII? 
- Tak. A we wrześniu ślub. 
- Przepraszam bardzo, co?
- Ślub Julciu. 
- Nie zgodziłam się przecież. 
- Wiem co chcesz powiedzieć.. 
Wstał, nasze usta połączyły się w namiętnym pocałunku. Delikatnie głaskał moje włosy i policzek.. A potem wziął mnie na ręce i wyniósł ze szkoły, pojechaliśmy jego kabrioletem wprost do hotelu.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz