piątek, 25 marca 2011

POLDIMANIA16.

Plaża, w towarzystwie znajomych, to coś co lubię. Leżeliśmy na plaży oddalonej kilka kilometów od miasta, lecz często uczęszczanej, popijaliśmy lodowatą coca-colę i jedliśmy niezdrowe jedzenie z pobliskiej hotelowej restauracji. Kąpaliśmy się. Lukas wypływał ze mną na bardzo głęboką wodę, na co reagowałam piskiem. Umiem pływać, ale moje żabkowanie nie jest perfekcyjne. Nikt nie przeszkadzał nam w chilloutowaniu. Po 19. postanowiliśmy wrócić do hotelu, poleniuchować w jaccuzzi czy posiedzieć na tarasie, objadając się świeżymi owocami. Niestety los miał inne plany.. 
Auto Poldiego, jakie mu doprowadzono miało dach, który można było zdjąć. Głupi zrobiliśmy to. Niespodziewanie zza rogu wyjechało auto, czarne, marki nie pamiętam. Z okna owego samochodu wysunął się obiektyw, drogi, widać, że dobry. Mężczyzna, poznać po głosie nie trudno. Komendy - 'teraz uśmiech', 'podirytowanie', czy teksty typu - 'dlaczego nie jesteś z Moniką', 'uważasz, że naturalność wygrywa z dopieszczeniem', poddenerwowały Lukasa.. Potem wszystko działo się zbyt szybko, samochód wjechał w drzewo, czułam jak wylatuję przez szybę samochodu, film urwał się..

czwartek, 17 marca 2011

poldimania15.

Nazajutrz, poszłam do hotelu o 9.00, nie mogłam spać, wstałam o siódmej, ogarnęłam włosy, ubrałam krótkie, dżinsowe szorty i białą koszulkę na ramiączkach, do tego conversy, okulary i wyszłam, zapomniałam zjeść śniadania. Umyłam zęby, ale uwielbiam przesadną świeżość, więc zaszłam do sklepu. Kupiłam Big Milka i paczkę miętowych Orbitek, które pośpiesznie wróciłam do kieszeni spodni. Mogłam podjechać samochodem, ale w taki piękny dzień było to bezsensowne. Weszłam do budynku - nie zapytano mnie do kogo idę, wiedzieli. Zapukałam, cisza. Nacisnęłam klamkę  - drzwi otworzyły się. Usiadłam, po chwili zadzwoniłam do kuchnii, czy gdziekolwiek indziej, na telefonie pisało - JEDZENIE.
- Do apartamentu stały zestaw poproszę.
- Siódemki?
- Oczywiście. A właściwie, jeszcze coś. 
- Jedno śniadanie - coś dietetycznego, ale pożywnego. 
- Rozumie się. Może sałatka z kurczakiem?
- Oczywiście, dziękuję. 
- Za piętnaście minut powinniśmy dostarczyć.
- Nie ma problemu, do widzenia. 
Delikatnym pocałunkiem obudziłam Lukasa, właściwie nie miałam serca tego robić, ale musiał zjeść, czekało nas jezioro, bikini pod spodem mówiło samo za siebie. 
- Dzień dobry Kochanie. 
- Dzień dobry - wyszeptał zaspanym głosem. 
- Zamówiłam Ci śniadanko - obdarzyłam Go najpiękniejszym z uśmiechów, z zestawu - mam nadzieję, że nie piłeś wczoraj, bo pojedziemy nad jezioro, jest niesamowicie ciepło. 
- Nie piłem, dziękuję za śniadanko, mam nadzieję, że mój zestaw? (Jajko sadzone + bekon + grzanki cebulowe).
- Dokładnie, dla siebie wzięłam sałatkę, oczywiście zapłacę. 
- Nie! Ja płacę. Jutro jedziemy na zakupy, najbliższe miasto z galerią handlową to.. ? 
Na samą myśl zakupów uśmiechnęłam się, nie jestem materialistką, ale kocham to!
- Olsztyn, Olsztyn. Wezmę ze sobą pieniądze i też coś kupię. 
- Nie waż się! Ja stawiam - uśmiechnął się - Ty masz swoje wydatki, zostaw rodzicom tą kasę, jesteś pod moją opieką, a ja jestem mężczyzną, sprezentuję Ci co tylko zamarzysz.. 
- Przestań - moją twarz oblał rumieniec - naprawdę chcesz się pobrać? - zapytałam pełna niepokoju. 
- Chcę, mam nadzieję, że uda się nam to we wrześniu. 
- Mam szkołę, maturę. 
- Nieważne, damy radę! Uwierz w to.
Wesele w liceum, pierwszy raz słyszałam o czymś takim. 
Niestety życie bywa przewrotne, szykuje różne przeciwności losu, czasami udany dzień, kończy się katastrofą, wszystko wyjaśni się w następnej części..

czwartek, 10 marca 2011

poldimania14.

Wróciliśmy do szarej, polskiej rzeczywistości. Powitały nas chmury, deszcz, co rzadkie w lipcu. Gdy wsiedliśmy do samochodu, prowadzonego przez Martynę, rozdzwoniły się telefony, zarówno do Lukasa jak i do mnie. Zadzwoniła również Ona - Monika, opowiadała o tym, jak Mały tęskni. Obiecał, że przyjedzie, dodał, iż nie sam. Wściekła się, krzyczała, nie wątpię w to, że waliła nogami i przygryzała wargi. 
-Więc traktujesz zupełnie serio związek z tą małolatą?
- Ona ma imię, Julia. Wszystko co jest między mną, a Julką traktuję zupełnie serio, wiek nie gra roli, jesteś starsza, a zachowujesz się jak dziecko. Bierzemy ślub. 
- Mówisz mi to przez telefon, jak śmiesz?!
Monika, czy jak nazywam ją w myślach Plastik Lala była zbulwersowana. 
- Ze mną nie chciałeś wziąć ślubu, tyle nalegałam, prosiłam, a z Nią po dwóch czy trzech miesiącach znajomości planujesz. 
- Przekonałem się, że jesteś materialistką. Byłem z Tobą, dla dziecka, ale Louis jest mały, z czasem zrozumie kim jest jego matka.
Przysłuchiwałam się temu w milczeniu, zorientowałam się, że Ona zdradzała Lukasa, wywnioskowałam to z tonu jego wypowiedzi, żalu w głosie. Starał się, to pewne.
- Kończę - zaświergotała - zadzwonię potem, pa. Aaa i pozdrów 'Juleczkę'. 
- Pa, daj buziaka Małemu ode mnie, powiedz, że tęsknię.
Martynka milczała, spojrzała na mnie zmartwiona. Lukas skończył rozmowę i wyłączył telefon. 
- Przepraszam Was dziewczyny - obdarował nas miłym uśmiechem - Księżniczka znowu dzwoniła, pewnie brakuje jej kasy. Niech się pieprzy, więcej nie dostanie. Za te dwanaście tysięcy może utrzymać siebie i dziecko, nie musi co miesiąc kupować nowych ciuchów. Nie, nie jestem skąpcem, daję jej za dużo, sąd nawet by tyle nie przyznał, jest młoda, może iść do pracy - kolejny raz uśmiechnął się - Martynka zapodaj coś wesołego, Julek co chcemy posłuchać? 
- Gruuubsona! :D
Pierwsze nuty kawałka - Dzień Dobry, uśmiechnęłam się. 
- Dziękujemy! 
Martynka zaczęła opowiadać nowe ploteczki biskupieckie i tak przyjemnie minęła nam cała droga. Po drodze zatrzymaliśmy się w przypadkowym McDonaldzie, więc ciągle coś jadłam, z czego nabijał się Lukas.
Lukas nocował w hotelu, ja w domu, nazajutrz..

poniedziałek, 7 marca 2011

poldimania13.

''Mam wiarę, że wszystko mogę zmienić 
I sprawię, że połączy to, co nas dzieli

To, czego chcemy łatwiej osiągnąć wspólnie, 
Ale musisz jeszcze raz zaufać, wiem że to trudne!
Mamy to, czego innym brakuje
(miłość, pokój, wzajemny szacunek!) 
Nadmiar emocji by wszystko uprościć bo, 
Moje serce jest pełne miłości
Kiedy stwierdzisz, że nie warto próbować, że 
Zbitych fragmentów lustra nie umiesz dopasować, 
Przyjdzie pora, powiem "chodź tu" 
Spojrzę Ci w oczy i zaczniemy od początku

Nieważne jak jest źle, ja nie nie odejdę stąd (nie nie odejdę stąd), 
Wezmę Cię za rękę i razem naprawimy to. ''




Wylądowaliśmy w tym samym pokoju. Potem zadziała się magia. Poraz kolejny przekonał mnie do siebie, a ja zaakceptowałam Go. Miłość wymaga poświęceń, nawet rozłąka czasami robi dobrze na związek. W tym przypadku tak było. Dni z Łukaszem mijały za szybko. W końcu nadszedł dzień wylotu do Hiszpanii, spełnienia jednego z moich marzeń. Barcelona,  upalne lato, cóż więcej możemy sobie wymarzyć.
Zatrzymaliśmy się w Hotelu SPA, było cudownie. Masaże, wszelakie kąpiele, codzienne jacuzzi. Czułam się niekonfortowo z tym, że Lukas płaci za wszystkie wygody, ale nie byłoby mnie stać na to. Byłam uczennicą liceum, nie otrzymywałam wypłaty, tylko kieszonkowe, a moi rodzice zarabiają przeciętnie.
Po tygodniu pobytu nadszedł dzień, na który czekałam. Nie wiem jakim cudem Lukas ściągnął tam Piquesia, Waldesa i Villę. Przecież Oni także mieli wakacje! Oprowadzili mnie po całym stadionie Barcelony, nawet po vipowskich pomieszczeniach, dali swoje koszulki meczowe z autografami + bonus! koszulka Messiego i piłkę z podpisami całej drużyny. Zrobiliśmy kilka pamiątkowych zdjęć, które figurowały na facebooku, budząc zazdrość we wszyskich znajomych mi ludziach. Ci bardziej zawistni plotkowali, iż sypiam z piłkarzami. Właściwie to dziewczyny, idiotki.

Ostatnie cztery dni naszego pobytu spędziliśmy z Madrycie, oczywiście obejrzałam stadion Realu, którego nie znoszę. Pokazywał nam go kolega z reprezentacji Lukasa, Mesut Ozil, w towarzystwie RAMOSA! Oczywiście ukrywałam fakt, iż nie lubię Realu i dostałam kilka koszulek i piłkę, kolejną do kolekcji. 
Zrobiliśmy olbrzymie zakupy, obkupił mnie w najlepszych markach, nie uznawał sprzeciwu. Rachunki chował. 
W samolocie zapytałam gdzie zabierze mnie następnym razem, wymienił kilka państw. 
''- Podstawowo Niemcy - powiedział. Potem Anglia - Londyn, tak, tak Arsenal, lecz wcześniej wschód Ukraina, Rosja, Kazachstan, Uzbekistan. Nie pytaj jak to załatwiłem. Musiałem się nalatać. To będzie nasza podróż poślubna. Zobaczysz Kijów, Sankt Petersburg, Moskwę, Soczi, Ałma-Atę i Taszkent. A potem pojedziemy na mecz Lecha i dostaniesz to czego pragniesz najbardziej.''
Zamilkł. Po chwili przypomniał sobie! 
- Zapomniałem, masz koszulkę Sławka Peszki u mnie w torbie, dostaniesz ją jak dolecimy!
Rzuciłam się mu na szyję, spełnił moje najskrytsze marzenie. 
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! 
Samolot lądował na Okęciu, powoli.. Nie było komplikacji. 2,5 tygodniowy urlop uznałam za zakończony.







poldimania12.

''Kocham, tęsknię, płaczę, kiedy Cię zobaczę...

Uśmiechnięty Twój każdy dzień na nowo trzeba 
bez Ciebie cicho, w mym świecie szaro nie chcę już, proszę wróć
Chwile te najgorsze kiedy Ciebie nie ma, to jest bez znaczenia...
Bardzo chcę z Tobą być dzielić wszystkie wspólne chwile...
Zamknij oczy, pomyśl chwilę!''



Milczał. Dzień, dwa, trzy, tydzień, miesiąc. Nie dawał znaku życia. Było ciężko. Nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Próbowałam zapomnieć, ze względu na rodziców, przyjaciół, ale nie mogłam. To chore. Każdego dnia budziłam się z przeświadczeniem, iż będzie gorzej. 
Piątek, za tydzień miały zacząć się wakacje. Siedziałam na matematyce przy oknie, wpatrzona w dziedziniec szkolny. Zobaczyłam znajomą sylwetkę, styl chodzenia. Osoba ta, a właściwie mężczyzna wszedł do szkoły z olbrzymim bukietem czerwonych róż. 
- To niemożliwe - powiedziałam szeptem do siebie - przecież On zapomniał, nie kocha mnie. 
Chwilę później usłyszałam pukanie do drzwi klasy. 
- Proszę! 
- Dzień dobry, mogę poprosić Julię Kwiatkowską? 
To On, to On. Moje myśli piszczały, motylki zawirowały w brzuchu. 
- A w jakiej sprawie?
No tak, musiała o wszystko dopytać. 
- Muszę z Nią pilnie porozmawiać. 
- Dobrze, dobrze. Niech idzie. I tak całą lekcję siedzi w głową w chmurach. Julka, spakuj się, za 7 minut dzwonek, nie wracaj już i nie rób hałasu. 
- Dobrze, dziękuję - uśmiechnęłam się do Niej serdecznie. 
Wyszliśmy, milczałam, podał mi kwiaty. 
- Wybacz mi - klęknął. 
- Nie odzywasz się do mnie tyle czasu? Co ja mam sobie pomyśleć?
- Wyjdziesz za mnie? - zapytał, z drżeniem w głosie. Otworzył małe, czerwone pudełeczko, w kształcie serduszka z pierścionkiem w środku. Białe złoto, szafirowe oczko, w koło małe diamenty, z pewnością prawdziwe. 
- Nie mogę tego przyjąć. Masz Monikę, dziecko. 
- Związek skończony, alimenty przyznane polubownie. 
- Naprawdę?
- Tak. Całe wakacje są nasze, nabawiłem się kontuzji kostki. Jedziemy do Hiszpanii. 
- JEDZIEMY DO HISZPANII? 
- Tak. A we wrześniu ślub. 
- Przepraszam bardzo, co?
- Ślub Julciu. 
- Nie zgodziłam się przecież. 
- Wiem co chcesz powiedzieć.. 
Wstał, nasze usta połączyły się w namiętnym pocałunku. Delikatnie głaskał moje włosy i policzek.. A potem wziął mnie na ręce i wyniósł ze szkoły, pojechaliśmy jego kabrioletem wprost do hotelu.






czwartek, 3 marca 2011

poldimania11.

Rano było jakoś zupełnie inaczej, nie obudził mnie telefon, nie usłyszałam 'dzień dobry Kochanie', oraz 'niedługo będę'. Był tam - daleko, w Niemczech. Ja tutaj. Pośpiesznie ubrałam się w przypadkowe ubrania. Poczułam łzy, mimowolnie spływające po mych policzkach. Tęskniłam, było ciężko, cholernie trudno. Mimo słońca, które świeciło, wielobarwnej wiosny, szłam powoli, włócząc nogami. Nie uśmiechałam się do ludzi, a patrzałki schowane pod ciemnymi muchami najzwyczajniej w świecie łzawiły. Sześć lekcji minęło w niesamowicie szybkim tępie, dopiero na siódmej otrzymałam esemesa - 'Jestem po treningu i spotkaniu z Moniką. Prosiłabyśmy wrócili.. Nie wiem jak postąpić. Wybacz. Daj mi czas. Kocham Cię, ale dla Małego zrobię wszystko.' Wybiegłam z klasy. Wiedziałam, że Pani od historii, nie będzie miała mi tego za złe. Lubiła mnie, od zawsze. Usiadłam bezradna pod ścianą. Po piętnastu minutach wróciłam do klasy, zawołałam nauczycielkę na stronę. Zrozumiała, nawet wstawiła mi obecność. Nikt nie protestował, zrozumieli. Wieczorem włączyłam Skype, właściwie odruchowo. Gdy dostrzegłam ten zbawczy napis, na ekranie monitora - wymiękłam. 'Goldi dzwoni' - nie odebrałam. Wiadomość prywatna - 'Julka, odbierz. Nie zachowuj się jak dziecko..' Odpisałam mu cytatem, z ukochanej piosenki - 'Nie ma Cię gdy moje życie spada w dół, nie ma Cię gdy wszystko łamie się na pół' i dodałam 'I dobrze, że nie wiesz co u mnie, bo pękło by Ci serce.' Dzwonił nadal. W końcu nie wytrzymałam, pokusa była zbyt wielka. Odebrałam.. 
- Julka ja naprawdę... 
- Nic nie mów, powiedz, że nie chcesz, po prostu. 
- Chcę, ale zobacz, zobacz go.. 
Zawołał synka po imieniu, przybiegł. Śliczny Szkrab, cały Lukas.
- To właśnie Louis,  a to ciocia Julia, wyśli buziaczka Słoneczko.
Mały chłopiec, zminiaturyzowany Poldi, wysłał całusa do kamerki.. 
- Rozumiesz już? - zapytał.
- Rozumiem.  Przepraszam, nie będę już przeszkadzać.  Papa - pomachałam do Louisa, odmachał.
- Papa Ciociu - zaświergotał swym wdzięcznym dziecięcym głosikiem.
- Nie rób tego..  - wykrzyknął Lukas.
Rozłączyłam się i wyłączyłam komputer. Wiadomości przychodziły jedna za drugą, nie czytałam.. Nie byłam w stanie. Spazmatyczny płacz, wstrząsy.. W końcu zasnęłam.

środa, 2 marca 2011

poldimania10

Osiemnastka - wszyscy przyjaciele i znajomi zaakceptowali go, potraktowali jak swojego. Wyszliśmy przez dwa wieczory, wspólnie z ekipą. Ostatni postanowiliśmy spędzić sam na sam.. Tylko my, jacuzzi, szampan i truskawki. Rozmawialiśmy, całowaliśmy się. Tego dnia odpuściłam szkołę, następnego również. Odwoziłam go na lotnisko, samolot leciał do Berlina. Okęcie - 13.30, Martyna - zmienny kierowca, w samochodzie, ja tutaj, samotna. 'Za piętnaście minut pasażerowie samolotu do Berlina proszeni przed bramki!' Cholerne zdanie - pomyślałam. 
Spojrzał prosto w moje piwne tęczówki. Złapał mą dłoń, czułam drżenie, które przeszywało całe ciało Lukasa, łzy delikatnie płynęły po jego policzkach. Starałam się być silna, lecz targały mną różne, skrajne emocje. Nie wytrzymałam, wybuchłam spazmatycznym płaczem, wtuliłam się w pierś mojego wybranka. Wtedy.. Usłyszałam flesze! Paparazzi. W nieodpowiednim momencie.. Podbiegliśmy do ochrony, nie było za dużo czasu, zostało pięć minut, pięć minut względnego spokoju, a potem.. 
- Nawet śmierć nas nie rozłączy Kochanie - wyszeptał. 
Uśmiechnęłam się lekko, wpiłam się w wargi, których smak uwielbiałam.. 
- Paliłaś! - wykrzyknął.
- Już nie będę. 
- Nie wolno! 
Wróciliśmy do ukochanej czynności. Jeszcze chwilka, ostatni pocałunek - musiał iść. 
- Do widzenia Księżniczko, codziennie o dwudziestej na Skype. 
- Do widzenia Słońce, Kocham Cię.. 
- A ja Ciebie. 
Machał mi do momentu, kiedy przeszedł przez barierki. Zniknął zza rogiem. Rozpłakałam się. Wtedy poczułam jej dłoń, na ramieniu.. 
- Przestań Słonko, wróci. To tylko dwa tygodnie. Dasz radę.
Zaprowadziła mnie do samochodu, wybrałyśmy się na olbrzymie zakupy i do McDonaldu, a potem do Biskupca.
W domu, po 22, siedziałam na Skypie z Łukaszkiem. Kamerka i brat śliniący się, by go pozdrowić - bezcenne. Tęskniłam, cholernie. 
- Jutro widzę się z Moniką i Małym - ostrzegł. 
- Proszę, nie wracaj do niej, nie łam mi serca. 
- Nie zrobię tego. Zabieram Małego na noc do mnie, jutro poznasz go na Skypie. Chcesz zostać ciocią Julią? 
- Oczywiście! 
Rozmowa ciągnęła się w najlepsze, po dwudziestej czwartej musiałam skończyć. Pożegnanie trwało do pierwszej, potem ułożyłam się w łóżeczku. Odczytałam esemesa, z niemieckiego numeru na dobranoc i zasnęłam.
A rano..